Las

- Nie jest za ciekawie - pokręcił gołową gapiąc się w stronę miejsca gdzie był prom
- Santingo, pogadaj z Harrison'em i uprzedź go o tym, ze lataja po lesie przestępcy i by miał się na baczności

-Sekta? Kurwa, robi się jeszcze ciekawiej - pokręcił głową, starając się pojąć powagę sytuacji. Wyglądało to naprawdę bardzo poważnie.
-Skąd pewność, że nie znajdą nas tutaj?

Przytaknął i wyciągnął z kieszeni radio, przestawił je na inną częstotliwość, by się skontaktować z Jim'em
- Jim, słyszysz mnie, tu Dominic - powiedział i czekał na odpowiedź

-Nie zapuszczają się raczej w te tereny. To zbyt daleko od ich bazy. Niewykluczone jednak, a w zasadzie bardzo możliwe, że jest więcej rebeliantów, którzy nie przystosowali się do nich i też gdzieś się ukrywają w pobliżu - powiedziała spokojnie, wciąż nieruchomo siedząc pod drzewem.

-Dobra, to teraz z innej beczki. Jak długo mamy tu siedzieć? Na promie wciąż jest trochę rzeczy, ale jestem pewny, że zapasy wkrótce się skończą. Skąd mamy brać wodę i jedzenie? - spojrzał na wszystkich.

Gdyby nie to, że wcześniejszy dowódca zginał na promie, to by go teraz zabił
- Nie mam zielonego pojęcia skąd weźniemy jedzenie. - spojrzał teraz na Tarę
- A ty skąd brałaś jedzenie? Żywiłaś sie jak w 'Księdze Dżungli', tym co dał ci las?

-Pod nosem masz jezioro. Co do żywności, na razie musi wam wystarczyć, to co macie na promie. Później będziemy myśleć - wyjaśniła spokojnie, wciąż nie ruszając się z miejsca.
-Musiałam ryzykować podróż do miasta. Przez jakiś czas, byłam z moim mężem i jego przyjacielem, razem staraliśmy się przetrwać. Kilka tygodni temu jednak, nie udało już im się wrócić z wyprawy do miasta. Domyślam się, że nie żyją.

Ostatnio zmieniony przez Tara dnia Śro 22:42, 06 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz

- Nie dotarliśmy do miasta, po okolicy grasują zbiry, które je zajęły. Uważaj na nowo przybyłych, to jakaś sekta - uprzedził kolegę i spojrzał an resztę gdy było gadane o jedzeniu - Jest nieciekawie, później sie odezwę. Bez odbioru.

Morgana stała tuż za nimi przysłuchując się rozmowie.

Gdy raczej nie było nic więcej do omówienia, Marcus i reszta zabrali się w drogę powrotna do promu. Z jednej strony było mu trochę głupio, ale z drugiej cieszył się, że uniknął rozlewu krwi.

-Masz jakiś plan?-spytała zdejmując kaptur po czym spojrzała mu w oczy.

- Myślę nad nim - powiedział starając się zachować optymistyczny wyraz twarzy.

-Jesteś jedynym który posiada trzeźwy umysł.-szepnęła mu do ucha i z szybkością światła wyjęła miecz ze swojej pochwy która znajdowała się na plecach dziewczyny.-... zaraz po mnie.

Odsunął się od Morgany dobre dwa kroki w bok, gdy wyjęła miecz
- Wiesz, lepiej schowaj tą kosę, bo trochę straszysz z nią - pozwolił sobie zauważyć wskazując na nią lufą karabinu

-Nie bój się.-parsknęła śmiechem po czym zamachnęła się dwa razy i miecz przeszył szatę dziewczyny skracając ją o parę metrów tak aby ta nie była tak długa szczególnie w upalne dni.Uśmiechnęła się po raz kolejny i zrobiła to samo z rękawami.Na koniec włożyła miecz z powrotem do pochwy.