Dzielnica portowa

-Ja piwa nie pije.-pokazała mu język.-ale posiedzieć z Wami mogę -uśmiechnęła się

Zerknął na Amelię, po czym skinął do Franka.
-Dobra, chodźmy - zgodził się i ruszyli z powrotem do portu.

Nic nie mówiąc poszedłem z nimi, nie miałem zamiaru na razie psuć czegokolwiek.

Wbiegł szybko na jedną z głównych ulic dzielnicy portowej, skacząc po samochodach i niektóre omijając.
-Pośpieszmy się, jak mamy już tam biec, to tak, żeby ten helikopter nam nie uciekł - krzyknął do reszty, gdyż wszyscy byli trochę w tyle.

staram się - powiedział omijając samochody

-Skręci sobie zaraz nogę, jak będzie tak gnał - powiedział do reszty, widząc Trokeya, który wyraźnie biegł na złamanie karku.

Szła sobie i tak myślała sobie. cóż.

-W razie gdyby było ci ciężko, mogę ponieść twój bagaż - powiedział do Amelii, która dotrzymywała im kroku.

Biegłem na przedzie grupy i na chwilę przystanąłem, by ich ponaglić
- Ruszać sie, bo nam ucieknie bilet wyjazdowy z miasta! - wrzasnąłem i znów biegłem, aż tu Trokey mnie wyprzedził.

-dzięki , narazie daje sobie rade.-uśmiechnęła się

-Niech tylko spróbują, a zacznę w nich rzucać rybami - powiedział, wyprzedzając Franka, po chwili jednak samemu się zatrzymując, by trochę odetchnąć.
-Czemu oni się tak wloką - mruknął, widząc w oddali Declana i kilku innych.

-Liczę, że ten helikopter nam nie ucieknie - powiedział dość cicho, widząc w oddali Franka i Trokeya - Chyba postanowili chwilę odpocząć.

jak zwykle, wszystko w pośpiechu - powiedział sam do siebie i przyśpieszył.

- Cholera, gdybyśmy mieli sprawny samochód! - mruknąłem stojąc i łapiąc oddech - Wieżowiec leży blisko centrum, to przynajmniej 1,5 godziny marszu

-Walę to, jeśli oni nie chcą być uratowani, niech się wloką z tymi bagażami. Ja biegnę - powiedział głośno i ruszył biegiem dalej.