Wieżowiec z rozgłośnią radiową [centrum miasta]

podeszła do Franka. - i jak udało się?-zapytała

- Nic, chyba trochę posiedzę przy tym sprzęcie, może wtedy mi się uda - wzruszyłem ramionami i dalej nasłuchiwałem jakichkolwiek częstotliwości
- Oby mieli dobre papierosy, bo jak nie, to nie dam się ratować

Trudno mi było cokolwiek wyłapać, wydawało mi się, że nikt nic nie nadaje, była po prostu cisza i to było ogłupiające. Straciłem nadzieję, że ktokolwiek tam jest, dlatego zacząłem nadawać, nagrałem swój głos na taśmę i ustawiłem, by puszczało to nagranie cały czas. 'Nazywam się Frank Thompson i razem z grupą ocalałych z epidemii schroniliśmy się w stacji radiowej miasta Rannoc. Jeżeli ktokolwiek nas słyszy, nie przekreślajcie nas. Czekamy na ratunek i przyjmiemy każdego, kto znajduje się w podobnej sytuacji co my.' nagranie tak się kończyło, a potem znów zaczynało się od początku.

Po tylu dniach już traciłem nadzieję, ze ktokolwiek przeżył, by usłyszeć moje nagranie i smętnie chodziłem po niższych piętrach budynku. Było coraz gorzej a na dodatek kończyły mi się papierosy. Siedziałem sobie przy oknie z karabinkiem i piwem pod ręką. Moją jedyną rozrywka było szukanie zarażonych z tego okienka i zabijanie ich.

przespała dwa dni załóżmy. obudziła się i rozejrzała , zobaczyła Franka przy oknie z karabinem i piwem. podeszła do niego wolnym krokiem.-wyglądasz jak tirowiec z piwem.-stwierdziła siadając obok niego.-ile my już tu jesteśmy?-zapytała patrząc przez okno

- Długggoo... - powiedział biorąc łyk piwa i podając jej puszkę
- Chcesz?

popatrzyła na piwo.-nie dziękuję.-później będzie bekać.-pij pij , na zdrowie-uśmiechnęła się.-po co Ci karabin?-zapytała

Wzruszył ramionami i się napił - Jak się pokaże jakiś brzydal to go rozwalę, bo nie chcę, by mnie sie tu jakieś szwendały - powiedział i poszukał paczkę papierosów, gdy ją znalazł to zmarszczył brwi, bo były w niej tylko dwa

spojrzała na zawartość paczki.-o nie dwa papierosy. to okropne.-powiedziała z ironią. ona nie paliła , ani mięsa nie jadła. pić , no czasem piła w końcu rosjanka a ruska tradycja to picie wódki.-ej co dalej robimy?-zapytała

- Nie wiem no, trzeba się wynieść z miasta na własna rękę - schował paczkę do kieszeni, opróżnił puszkę z piwa i rzucił ja w kąt
- Trzeba wziąć naszego kolegę, panią doktor i biegiem poza miasto

popatrzyła na swoje ramie. miała szwy jeszcze.-Hm , no będzie trzeba. a jak nie to dobrze że mamy broń.-pomyślała tutaj o samobójstwie xd

Dziwnie spojrzałem na Amelię, ale pomyślałem, ze po prostu źle ja zrozumiałem i spojrzałem raz jeszcze za okno. Patrzałem tak jeszcze na widok za oknem jeszcze bez większego zainteresowania, ale coś się poruszyło gdzieś w cieniu pomiędzy budynkami i zerwałem się na równe nogi
- O kurwa! - wymierzyłem broń w tamten zakamarek i czekałem czy coś się wychyli

popatrzyła na tamto miejsce. -ciekawe czy są tu lornetki.-powiedziała i zaczęła szukać looornetki.

- Na stole mam plecak, poszukaj tam - poinstruowałem Amelię, a sam tam wciąż mierzyłem zastanawiając się, czy mi się przewidziało, czy też nie

zaczęła szperać u niego w plecaku znalazła tam lornetkę. podeszła do okna i patrzyła w tamten róg czy co to tam było.-nic nie widzę...-powiedziała i podała mu lornetkę