Somerhalder
Stały gracz
Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Declan McGrady |
|
Słońce już od dawna nie było w stanie przebić się przez obłoki chmur, które krążyły tak nisko nad wzgórzami Femor. Równie rzadko co promienie słoneczne, występował tu deszcz. Susza strawiła już wszystko u stóp tych gór, lecz widocznie nie mogła wspiąć się tak wysoko. Pomiędzy nielicznymi drzewami tutaj, wciąż dało się słyszeć płynący strumyk, który gnał gdzieś nisko po stromych zboczach.
Kiedy Declan przybył tu pierwszy raz nie wiedział co go czeka, liczył, że spotka go coś innego niż na nizinach, gdzie wszystko było takie same. Roślinność umierała, świat zamieniał się w bezkresne pustkowie, które wyglądało zawsze tak samo, nieważne ile mil by nie przeszedł. To co napotkał jednak tutaj, przeszło jego oczekiwania. Wyglądało to tak, jakby tutaj, kilometry nad ziemią, wirus w ogóle nie dotarł. Życie toczyło się inaczej i najchętniej pozostałby tu na zawsze. Ale wiedział, że po danym okresie czasu w tym miejscu, musiałby zejść na dół. Nie potrafił jednak wyjaśnić przed sobą dlaczego, być może, że po tych wszystkich miesiącach spędzonych tutaj czuł się odpowiedzialny. Odpowiedzialny za wszystkich, którzy wciąż tkwili zamknięci w świecie okrutnym i bezlitosnym, tam na dole, tak daleko od chmur. Chciał ich ratować tak desperacko, że mógłby samemu zginąć, ale przynajmniej uszczęśliwić kilka, a nawet jedno, ludzkie istnienie, które zaznałoby szczęście, które on tu spotkał.
Z medytacji w świątyni wyrwał go cichy szelest, który byłby trudny do usłyszenia dla innych, nawet jeśli siedzieliby tak jak on, w całkowitej ciszy. Bezwarunkowo otworzył oczy, jednak nie ruszył się nawet na centymetr. Wiedział, że jego mistrz chce żeby go usłyszał, ponieważ potrafił się tak zakraść, że nawet Declan nie mógłby go wyczuć w żaden sposób.
-Medytacja skończona - powiedział Mistrz, stojąc kilka kroków od Declana za jego plecami - Czas na trening.
-Ile tu jestem? - zapytał Declan, wiedząc, że czas spędzony w świątyni zawsze ucieka mu między palcami. Kiedy ma wrażenie, że siedzi tutaj niecałą godzinę, zwykle mija prawie cały dzień.
-Słońce już zaszło - odparł Mistrz, podchodząc wolnym krokiem do ściany, przy której wisiały dwa kije, wykonane z wyjątkowo rzadkiego drewna - Kilka godzin treningu powinno wystarczyć. Mało sypiasz ostatnimi czasy.
-Nie mam czasu na sen - skwitował krótko Declan, w końcu podnosząc się na nogi i czując lekkie odrętwienie w okolicach prawego uda.
-Sen jest twoją potrzebą, tak jak jedzenie czy picie. Nie szanując swojego ciała, nie szanujesz jego ducha. A to wiedzie cię donikąd. Chyba pamiętasz co przysięgałeś?
-Tak mistrzu. Odpocznę dzisiaj.
-A więc przygotuj się - powiedział Mistrz, posyłając w jego kierunku drewniany kij, który Declan chwycił sprawnie i od razu przybrał pozycję obronną, wysuwając lewą nogę i stając bokiem.
Mistrz nie wahał się, obkręcił swój kij nad głową i od razu ruszył do ataku, wymierzając wpierw szybki cios w okolice głowy Declana. Ten atak jednak był zbyt prosty, jeśli ktoś szarżuje od razu, pełen furii i agresji, zwykle ma zamiar szybko pokonać przeciwnika.
Przewidywania Declana się sprawdziły, po odparciu górnego ciosu nie szykował kontrataku, pozostając w pozycji obronnej. Przewidział, że skoro wpierw nadszedł cios górny, zaraz drugi koniec kija powędruje nisko. Swoim orężem błyskawicznie odparł niski cios Mistrza, narzucając walce tempa. Zamarkował nisko, odsłaniając się na niecałą sekundę, a następnie skończywszy manewr po drugiej stronie jego nauczyciela. Często tego używał, a że w jego walce chodziło o obronę, to ta zagrywka wydawała mu się idealna. Nawet jeśli pozostawał odsłonięty na ten ułamek sekundy.
Mistrz nie komentując tego ruchu ponownie ruszył do ataku, tym razem wykonując serię pchnięć i odbić bardzo nisko. Sprawność zwykłego człowieka nie pozwalała by mu na takie skomplikowane ruchy w takim tempie i tak nisko. Declan skutecznie jednak szlifował tą taktykę przez ostatnie miesiące, nie pozwalał podejść przeciwnikowi na więcej niż metr, co chwilę uciekając z "ramion" mistrza oraz odbijając ciosy z lewej i prawej, na zmianę przekładając kij nad głową i za plecami. Kiedy skomplikowany atak się skończył, mistrz przystanął i uważnie spojrzał na Declana. Z jego twarzy, spod sumiastych wąsów trudno było coś wyczytać, ten jednak długi okres pozwolił Declanowi poznać nieco swojego nauczyciela. Twarz wydawała się obojętna, ale oczy mówiły co innego. Oczy były odbiciem ich ludzkiej części, nawet jeśli u niektórych pozostało jej nie wiele. Oczy mówiły wszystko o osobie i przeciwniku. Podobnie zresztą jak te chmury mówiły o tym świecie - chmury, które krążyły tutaj tak nisko.
|
|